Menu

Dlaczego płacimy więcej za zakupy? Co to jest inflacja?

Bardzo popularny i dominujący jest pogląd, że inflacja to wzrost cen produktów i usług, a winnym tego stanu rzeczy są źli i niedobrzy „Prywaciarze”, tj.: firmy, które na każdym kroku chcą nas okraść podnosząc ceny swoich produktów i usług. To przez złych deweloperów, ceny mieszkań rosną w zastraszającym tempie. Takie ciągłe wmawianie ludziom tych sloganów powoduje, że przyjmuje się je do swojej świadomości jako aksjomaty (pewniki), z którymi później ciężko jest dyskutować i je obalać. Czy to z braku niewiedzy ludzi czy to z braku możliwości przebicia się w eterze prawdy, przyjmuje się je w ogólności w społeczeństwie jako prawdę, z którą nie można dyskutować.

W tym artykule będziemy bronić „Prywaciarza” zdejmując z niego odpowiedzialność za wzrost cen w gospodarce. Nie zgadzamy się z poglądem, że to przedsiębiorca jest odpowiedzialny za ich wzrost. Ezra Finance jest zdania, że przedsiębiorca jest jedynie zmuszony do tego, aby podnosić ceny swoich produktów i usług.

Żeby móc stanąć w obronie „Prywaciarza” trzeba cofnąć się w czasie i wyjaśnić jak jeszcze niedawno definiowano inflację i co ten termin oznaczał. Do początków lat XX wieku inflację rozumiano inaczej niż dotychczas. Inflacja z łacińskiego inflatio – oznaczała po prostu nadęcie (nadęcie pieniądza). Inaczej mówiąc inflacja to zwiększenie ilości pieniądza w gospodarce. Na początku XX wieku w wyniku propagandy próbowano przedefiniować słowo inflacja i ta sztuka udała się na tyle dobrze, że obecnie inflacja kojarzy się ludziom ze wzrostem cen. Posługując się prawidłową definicją słowa inflacja, przybliżamy się do prawdy, że tak naprawdę to nie „Prywaciarze” podnoszą ceny, a podwyżka cen jest uzależniona jedynie od wzrostu ilości pieniądza w gospodarce. Obecnie to banki są odpowiedzialne za emisję pieniądza i to im należy przypisywać odpowiedzialność podnoszenia cen za artykuły spożywcze, ceny paliwa czy usługi z których na co dzień korzystamy. Wzrost cen jest jedynie wynikiem inflacji (rozdęcia) pieniędzy w gospodarce.

Dla tych, którym ciężko sobie wyobrazić, dlaczego wzrost ilości pieniądza w gospodarce powoduje wzrost cen, podamy dla przykładu pewną skrajność. Wyobraźcie sobie sytuację, że nagle w polskiej gospodarce jest tylko 1 PLN, bo tak zdecydowałyby banki (twórcy pieniądza). Ile wtedy kosztować będą produkty i usługi? Cena chleba, który obecnie kosztuje przykładowo 3 PLN nie mógłby kosztować więcej niż 1 PLN, ponieważ mamy do dyspozycji w naszym systemie gospodarczym tylko 1 PLN. Co więcej przy obecnej ilości produktów i usług, chleb kosztowałaby co jest bliżej prawdy powiedzmy 0,0000000000001 PLN. Możemy też odwrócić sytuację. Bank decyduje, że ponownie w gospodarce mamy tyle samo pieniędzy co obecnie. Chleb kosztuje z powrotem 3 PLN. Czy możemy zatem winić w tej sytuacji Piekarza „Prywaciarza”, ze podniósł cenę chleba z 0,0000000000001 PLN na 3 PLN? On jedynie dostosował ceny swoich produktów do ilości pieniądza krążącego w obiegu gospodarki.

Ta sytuacja choć nieprawdopodobna i czysto teoretyczna pokazuje nam, że każdy wzrost ilości pieniądza, bądź jego spadek wpływa na cenę produktu czy usługi. Wzrost ilości pieniądza powoduje podwyżkę cen, natomiast spadek ilości pieniądza powoduje obniżkę cen przez przedsiębiorców. To prawda, że to przedsiębiorcy zmieniają ceny swoich produktów lub usług, ale ich decyzje zależą od banków, które mają moc stworzyć nowe pieniądze. Na podanym przykładzie z obniżeniem ilości pieniądza do 1 PLN widać dokładnie, że to nie „prywaciarze” podnoszą ceny, a ich wzrost jest uzależniony od ilości pieniądza w gospodarce.

W naszym uproszczeniu Inflacja pieniężna spowoduje wzrost ceny chleba z 0,0000000000001 PLN na 3 PLN. W rzeczywistości w naszej gospodarce jest podobnie, tylko na mniejszą skalę. Szacuje się, że typowy koszyk zakupów Kowalskiego podrożał przez cały 2019 rok o około 2%.

Ktoś może powiedzieć: „no dobrze, ceny wzrosły o 2%, ale moje wynagrodzenie wzrosło też o 2%. Inflacja nie ma wpływu na mój stan finansowy portfela”. Dla takiej osoby to plus, jeśli jego wynagrodzenie wzrosło o 2% przed podwyżką cen. Jednak:
Po pierwsze większość społeczeństwa otrzymuje podwyżkę po pewnym czasie – już po wzroście cen. Jedni otrzymają podwyżkę wcześniej, inni trochę później. Do momentu podwyżki płac takie osoby, płacą za zakupy realnie więcej. Stać ich na zakup mniejszej ilości produktów i usług niż to miało miejsce przed podwyżką cen. Do tej grupy należą głównie osoby w wieku średnim, już ukształtowane na rynku pracy. Osoby, które wykonują prace cały czas na tym samym stanowisku. Często osoby, które wykonują prace powtarzalne, na produkcji.
Po drugie są takie grupy, które w ogóle nie upomną się o podwyżkę lub jeśli się o nią upomną to po prostu jej nie dostaną. Dotyczy to głównie osób starszych, które są na rynku pracy ignorowani, ze względu na ich wiek. Łatwo ich zamienić na ludzi młodszych, bardziej wydajnych. Starsze osoby mogą bać się po prostu prosić szefa o podwyżkę. Do tej grupy należą też osoby nieśmiałe, które również boją się poprosić o podwyżkę. Takie osoby najbardziej tracą na wzroście cen, a podwyżkę mogą otrzymać dopiero wtedy, gdy zbyt wysoki wzrost cen zmusi ich do zrobienia takiego kroku, który spowoduje, że zaczną po prostu zarabiać więcej.
Po trzecie jest też grupa, która również odczuwa wzrost cen. Są to emeryci. Te osoby są na tyle w trudnej sytuacji, że podwyżka ich świadczeń zależy od „Państwa”. Mogą albo dostać podwyżkę, która będzie wyższa niż wzrost cen, mogą dostać podwyżkę niższą niż wzrost cen albo mogą jej też w ogóle nie dostać. Nie mają wpływu na wysokość ich świadczeń. W sytuacji, kiedy nie starcza im na podstawowe potrzeby w wyniku wzrostu cen, mogą jedynie poszukać dodatkowej pracy, co w ich wieku jest bardzo trudne.
Po czwarte jest kolejna grupa, która traci na inflacji. Są to osoby oszczędzające, czyli osoby, które posiadają odłożone pieniądze w banku bądź w skarpecie. Bez zainwestowania tych oszczędności, z roku na rok za te odkładane pieniądze można kupić coraz mniej produktów i usług.
Te cztery grupy są poszkodowane finansowo, ponieważ jak pokazaliśmy to one tracą na inflacji. W wyniku zwiększenia ilości pieniądza w gospodarce, siła nabywcza ich pieniędzy stale się obniża, tj.: mogą kupować mniej produktów i usług teraz niż mogliby kupić przed inflacją. W wyniku tego procesu inflacyjnego standard ich życia się pogarsza.

Są osoby, które tracą na inflacji, ale kto zyskuje? Na inflacji zyskują osoby, które pożyczają pieniądze.

Dajmy przykład, w którym w gospodarce mamy 1 PLN, a Kowalski pożyczył 0,0001 PLN na mieszkanie i jest w stanie spłacić kredyt po 15 latach. Nagle bank decyduje, drukujemy pieniądze i wracamy do ilości pieniądza obecnej gospodarki. Teraz Kowalski zarabia powiedzmy 3.000 PLN, a kredyt zaciągnięty w wysokości 0,0001 PLN jest w stanie spłacić po pierwszej wypłacie, chyba, że znajdzie na ulicy 1 grosz i tym groszem spłaci kredyt na mieszkanie w ciągu jednej chwili.
Możemy wrócić pamięcią do lat 90 tych XX wieku w Polsce, kiedy to ludzie pożyczający pieniądze spłacali kredyty w bardzo krótkim czasie, natomiast oszczędzający i wpłacający na książeczki mieszkaniowe tracili na tym, a ich pieniądze w ostateczności nie były nic warte.

Podsumowując ceny rosną w wyniku emisji pieniądza przez banki i wrzucanie tych pieniędzy do gospodarki. Banki robią to na różne sposoby, a do dwóch najważniejszych należy udzielanie kredytów oraz tworzenie nowej waluty.

– Żyjemy w modelu inflacyjnym, który polega na tym, że ci, którzy pożyczają, kradną tym, którzy odkładają. Ponieważ najwięcej pożycza państwo, to ono najwięcej kradnie, i ten stan rzeczy sankcjonuje – mówi Krzysztof Pawiński, prezes spółki Maspex Wadowice.

To może Cię zainteresować